Wielu religijnych przywódców z jednej strony mówi, że Bóg jest miłością, kocha bezwarunkowo, by po chwili straszyć nas Bogiem, Jego gniewem, niezadowoleniem, zemstą. Mówiąc, że jest tak okrótny, że na wieki pójdę na potępienie, do piekła. Że dał mi wolną wolę a z drugiej strony, żadnego wyboru, bo żąda poddania. Bóg dał nam możliwość tworzenia i urzeczywistniania, doświadczania. To jest wolna wola. Z własnego wyboru kocham świat zjawiskowy albo decyduję się poznać i pokochać Boga. Ja decyduję, czego i jak chcę doświadczać w arei ograniczeń jakie świadomie i nie tworzę i się ograniczam.

Ale kaznodzieje straszą Bogiem ukazując jako bezwzględnego sędziego, rzucającego gromami z nieba, mściwego, żądającego władcy. "Czy to nie jest kpina z Boga - i przekreślenie zarazem możliwości wytworzenia z Bogiem jakiegokolwiek prawdziwego związku? Związku przyjaźni i miłości?"(*)

Wielu "pasterzy" uznaje, że pomaga, ale: - "W jakich przypadkach ofiarowanie pomocy odbiera moc? Kiedy hamuje zamiast przyspieszać wzrost? Kiedy pomagasz w taki sposób, który sprzyja utrwalaniu zależności zamiast szybko rozwijać niezależność. Kiedy pozwalasz drugiemu, w imię miłosierdzia, zdać się na ciebie zamiast polegać na sobie. To nie miłosierdzie, lecz swoiste natręctwo, natręctwo władzy. Gdyż tego rodzaju pomoc uderza do głowy dającemu. Granica tutaj niemal się zaciera i czasami nie zdajesz sobie sprawy, że powoduje tobą chęć władzy. Szczerze wierzysz, że robisz, co w twojej mocy, aby pomóc drugiemu... uważaj jednak, aby to nie służyło tylko twojemu dowartościowaniu. Do tego stopnia, do jakiego pozwalasz obarczać się odpowiedzialnością za innych, do tego stopnia też pozwalasz im sycić ciebie poczuciem władzy. To, oczywiście, ogromnie przydaje ci wartości w swoich oczach. Tego rodzaju pomoc działa niczym afrodyzjak, który kusi słabych. Rzecz jednak w tym, aby pomóc słabym urosnąć w siłę, a nie pogłębiać ich słabości"( * ).

Jeśli nie spełniasz warunków jakie narzuca dana religia, jesteś od Boga oddzielony - wmawiają ci kaznodzieje. Jeśli w to wierzysz to tak czujesz. Bóg cię ukaże, mówią. Musisz biczować się, pokutować, cierpieć. Przeciętny kochający rodzic nie zniósłby widoku maltretującego się dziecka. Wystarczy, że zaniechasz krzywdzenia siebie i innych i spojrzysz na wszystko z miłością, wdzięcznością a Bóg i wszystko uśmiechnie się do ciebie. Bóg łatwo wybacza, a nawet się nie gniewa, najtrudniej wybaczyć sobie i innym. Z Boga wielu czyni swoją "religijnością" nie źródło miłości ale sadystycznego neurastenika, żądnego podporządkowania, władzy jakby bał się o coś. Ale to oni się boją utraty swej hierarhi, wyobrażeń, pozycji, bo miłości nie znają. Bóg nie boi się, że zajmiesz Jego miejsce, On pragnie abyś był jak On, bo w absolutnej miłości nie ma granic i pozycji. Pragnie abyś był taki jak On pełen szczęścia, miłości i wiedzy. Prawo miłości to coś innego niż tacy "zbawcy" znają. Miłość wybacza, nie oczekuje zapłaty, pokuty, nie każe. Przedstawiają nam Boga takim chcąc byśmy byli od nich zależni. Inaczej piekło. Miłość daje wolność nie zniewolenie. Czy mógłbyś pokochać swoją dziewczynę czy chłopaka, bo jak nie to do piekła? Kochasz bo to twój wolny wybór i pragnienie. Wielu pod wpływem takich pseudoreligijnych poglądów wybiera cierpienie, poczucie winy, pokuty, przyjmuje poglądy mówiące o lęku, strachu SKUPIAJĄC SIĘ NIE NA MIŁOŚCI, a jej odwrotności często. Pałają nienawiścią i wrogością do każdego kto nie zgadza się z ich myśleniem. Unikają prawdy w obawie, że stracą swoje wyobrażenie. Więc taka religijność jest błędna i szkodliwa. Kiedy zapytasz takiego religijnego człowieka co jest najważniejsze, często lawiruje cytując wybiórczo zasady i dogmaty jego wiary. Umyka mu najważniejsza instrukcja Jezusa. A tam gdzie jest pełnia miłości nie potrzeba, nie ma nawet zasad jakie do niej w religiach mają prowadzić. Wyrzekanie się aktywności jakie w efekcie nie przynoszą dobrych skutków jest właściwe, ale nie pokuty i umartwiania ("Dosyć ma dzień utrapienia..."). Podobnie jak w sporcie. Sportowiec nie dla tego nie pije, nie pali i narzuca sobie olbrzymie wysiłki, rygor, bo się boi piekła czy porażki. On nie pokutuje, nie wyrzeka się trenując zaciekle i unikając hedonistycznych uciech. Po prostu wybiera to co służy jego celom. Wie i wierzy, że tak osiągnie sukces czyli to co jest jego szczęściem i celem.

Ból, cierpienie to najczęściej znak, drogowskaz, że należy iść w przeciwną stronę. Ale bez przesady, jeśli rozbolą mnie nogi kiedy idę w ważnej sprawie, celu nie zawrócę :). Cierpienie a poświęcenie to nie to samo.

Każda istota jest błogosławiona i każda ma błogosławione anioły jakie pragną ją strzec i pragną jej szczęścia i miłości. Prawdziwa miłość nikogo nie potępia. Sami wybieramy się potępiać.

"...wstyd nie jest cnotą, wina nie jest dobrocią, lęk nie jest honorem. ". "Wina to zaraza tej ziemi, zatruwa roślinność. Nie urośniesz od niej, tylko zwiędniesz i skurczysz się. Trzeba dążyć do świadomości. Świadomość to nie poczucie winy, a miłość to nie strach. Powtarzam raz jeszcze: Wina i strach to twoi jedyni wrogowie. Zaś miłość i świadomość są twymi prawdziwymi przyjaciółmi. Nie należy mylić jednych z drugimi, gdyż pierwsi niosą śmierć, a drudzy są życiodajni.... Przez to stajesz się jedynie niezdolny do pokochania siebie - a to uniemożliwia pokochanie innych.... Strach i ostrożność to dwie różne rzeczy. Zachowaj czujność, lecz wyzbądź się lęku. Gdyż strach paraliżuje, a świadomość mobilizuje. Bądź przytomny, nie porażony."

( * ).

Wystarczy otworzyć drogę aniołom, dopuścić je do siebie i jesteśmy w niebie :). Zróbcie to, proszę. Mamy wolną wolę. Bóg nam ją dał i prawo miłości sprawia, że nie zabierze nam prawa wyborów. W nieświadomości, niewiedzy o tym trudno o te najlepsze tak od razu, ale z każdym krokiem ku światłu jest łatwiej i jaśniej. To, że w wyniku ignorancji, niewiedzy wybieraliśmy głupio, coraz głupiej.. aż do poziomu, gdzie Boga obwiniamy o skutki naszych wyborów, możemy zmienić. Zapomnieliśmy jakie mechanizmy powodują, że jest jak jest...? Przykładowo jeśli przywiązałem umysł i zmysły do niezbyt wzniosłych przyjemności i tak ograniczyłem świadomość, że wybieram iść się nachlać. Zapijam się na umór i mam pretensje do Boga, że kac boli, pobili, okradli, świat jest zły, itp. Wybraliśmy taki wymiar doświadczania, "grubej, ciężkiej"" materii, sami skazując się na to aktywnościami, bo wszystko ma swój skutek. I konsekwencją tych doświadczeń jest też postrzeganie, myślenie. Ale możemy zacząć wybierać inaczej, sprawić by życie było lżejsze, piękniejsze, radośniejsze.

( * ) - fr. "Rozmowy z Bogiem" Donald Walsch

Wybierz temat, następny to 6:

0. Jak wybierać być szczęśliwym

1 cel fundacji J2 jesteśmy jak komórki organizmu J 3 o co więc chodzi J 4 rozszerzmy temat J5 Religijni przywódcy mówią... J6 można zmieniać J 7 dokładniej o co mi chodzi J 8 śmiechoterapia dla kazdego i... J 9 jeśli będzie nas więcej J 10 wiersz i konkrety

WRÓĆ DO STRONY STARTOWEJ